Strefa Uzdolnionych - Grażyna Łucka

Nasz następny gość dzięki swoim uzdolnieniom artystycznym, niespożytej energii i pracowitości zawędrował do Strefy Uzdolnionych.
To właśnie tutaj Pani Grażyna Łucka zaprezentuje swoje bibułowe hobby. Zapraszamy do przeczytania wywiadu.

Dzień Dobry Pani Grażynko, witamy w Strefie Uzdolnionych, skąd Pani do nas przyjechała?

Grażyna Łucka:
Z Łazisk, długo już tutaj mieszkam - od 1974 roku.

Zanim porozmawiamy o talentach artystycznych proszę powiedzieć, co Panią ściągnęło do tej miejscowości?

Może nie będę mówić, że mnie porwano, ale na pewno przywiodło mnie tutaj uczucie. Z mężem poznaliśmy się na zabawie sylwestrowej i tak się złożyło, że po jakimś czasie wzięliśmy ślub i zostałam w Łaziskach.

Myślę, że Łaziska na tym dużo skorzystały, bo jest Pani osobą, która lubi udzielać się społecznie?

Wyniosłam to z domu, ze szkoły, zawsze lubiłam działać. Jestem Radną, a także Przewodniczącą miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich, a co najważniejsze jestem mamą 4 (już dorosłych synów).

Jednym słowem jest Pani energiczną osobą. Proszę coś powiedzieć o swojej działalności artystycznej.

Zawsze miałam zdolności manualne i to różnego rodzaju no. robiłam dziewczynom w internacie fryzury.

I właśnie te manualne zdolności doprowadziły Panią do Strefy Uzdolnionych. Mam przed oczami piękne kwiaty, które Pani przywiozła. Z czego te kwiaty są?

Z bibuły oczywiście. Najpierw w głowie powstaje sam pomysł, potem szukam takiego kwiatka w naturze i wycinam elementy z bibuły. Następnie każdy płatek, albo listek „kręcę”.

„Kręcę?” Proszę powiedzieć dokładniej na czym to polega?

Zwilżam brzegi i je po prostu tak ściśle zwijam, ale tylko brzegi. Kiedyś moja mama i babcia robiły w domu dużo kwiatków do wieńców na różne okazje. Babcia podwójnie kręciła bibułę, a potem namaczała w wosku.

Czy ktoś jeszcze robi takie kwiaty z woskiem?

Chyba nie, ja przynajmniej nie znam nikogo takiego. Choć zdaję sobie sprawę, że są w Polsce tacy pasjonaci różnych, tradycyjnych metod plastycznych.

A jakie kwiaty najczęściej Pani robi ?

W tej chwili robię takie wiosenne, bo mamy wiosnę. W gruncie rzeczy takie, które pasują do palmy wielkanocnej. Robimy wspólnie z dziewczynami takie bibułowe kwiaty i każde są inne. 

Czym Pani usztywnia swoje prace, co tam jest w środku?

Ja jestem takim zbieraczem i nie wyrzucam za szybko niczego, co można gdzieś użyć. Moi synowie mówią: mamo wyrzuć to, a ja: zostawcie, to się na pewno przyda. Dostaję np. róże, zasuszam je. Potem jak są zasuszone, to tę część z kwiatami obcinam, robię jakąś kompozycję, łodygi owijam i używam do moich kwiatków bibułowych. Wcześniej oczywiście obrywam kolce. Dlatego moje kwiatki są różnej wielkości. Jakbym je robiła na wykałaczce, to by były jednakowe i proste.

Proszę powiedzieć, dlaczego akurat kwiaty ? Skąd taki pomysł?

Ja bardzo lubię kwiaty. W domu mam dużo kwiatów, uspakajają mnie.

To znajduje także odzwierciedlenie w Pani działalności społecznej. Jest Pani inicjatorką „Festynu Kwiatowego”, który przez wiele lat obywał się w Łaziskach.

Nie wiem, czy to ja akurat jestem inicjatorką, ale na pewno jedną ze współorganizatorów.

Czy zrobione przez Panią kwiaty zdobią dom, czy je Pani gdzieś magazynuje?

W zależności od sytuacji. Nieraz obdarowuję sąsiadki lub innych znajomych. Jakiś czas temu leżałam w szpitalu we Wrocławiu. Zabrałam ze sobą bibułę i dla wszystkich Pań, leżących ze mną na sali zrobiłam kwiatki. Także dla lekarzy czy pielęgniarek. Ja po prostu się przy tym relaksuję.

Czy w tym roku robi Pani także kwiatki do palmy wielkanocnej?

Tak, w tym roku również robimy razem z dziewczynami z Koła Gospodyń Wiejskich kwiatki do takiej dużej palmy, którą stawiamy w kościele. Są w kole takie specjalistki, które robią naprawdę piękne kwiaty. W zeszłym roku, ze względu na pandemię dogadałyśmy się telefonicznie i podjechałam potem do każdej, pozabierałam zrobione kwiatki i wspólnie z Terenią-sąsiadką złożyłyśmy to w całość. We wcześniejszych latach robiłyśmy te kwiatki w Domu Ludowym i wtedy było, wesoło, gwarno i fajnie. A teraz niestety Covid nie pozwala. Tą modę na wspólne robienie dużej palmy wymyślił Ksiądz Ludwik, jak przyszedł do nas do parafii.

Jaka była pierwsza, zrobiona przez Panią palma z kwiatków?

Pierwszą palmę zrobiłam mojemu synowi Stefanowi, była z imieninowych kwiatów. Własnoręcznie zrobiona palma ma inną wartość, ale nie wszyscy umieją to docenić.

Miałam okazję zobaczyć Pani inne, manualne zdolności, piękne, wyszywane obrusy.

Zawsze wtedy, gdy potrzebowałam relaksu, uspokojenia to coś „dziergałam”. Pierwsze moje hafty powstały dawno temu. Kiedyś, jak jeszcze były kluby, to przyjeżdżała do nas taka Pani i uczyła wyszywać. Wymyśliłam sobie, że wyszyję obrusik na ławę, kiedyś ławy były bardziej modne niż stoły. Dużo robiłam także wyszywanych chusteczek. Teraz są jednorazówki i już się ich nie używa, całkowicie ta moda zanikła.

Z tego co pamiętam ma Pani bardzo ładne pismo, czy tą umiejętność gdzieś Pani wykorzystuje?

Nie wiem, czy takie ładne, mam okazję trochę popisać bo prowadzę drobne zapiski- tak tylko dla siebie. Na pewno staram się pisać kartki na imieniny, życzenia itp.

Wróćmy do kwiatów, na jakiego rodzaju trudności Pani napotyka przy ich robieniu?

W sumie, jeżeli chodzi o materiały, to nie ma problemów, bo teraz jest dużo wszystkiego w sklepach. Brakuje tak naprawdę czasu i to jest jedyny problem. Potrafię jednak patrzyć jednocześnie w telewizor i „kręcić” kwiatki z bibuły.

Pani największe marzenie?

 Kiedyś marzyłam, żeby u nas była świetlica, to marzenie się spełniło. A tak w ogóle to myślę o tym, żeby bliscy byli zdrowi.

Z kogo Pani bierze przykład, jeżeli chodzi o artystyczne dokonania?

Oglądam dużo programów, w których powstają piękne rzeczy, przeróżne rękodzieła. Czasami próbuję to samo zrobić w domu.

Dziękuję za rozmowę i życzę zdrowia i dalszej determinacji do robienia pięknych rzeczy.

Z Grażyną Łucką rozmawiała Beata Widera

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prev