Strefa Uzdolnionych- Małgorzata Mereszczowska
Strefa Uzdolnionych to miejsce, gdzie króluje talent. W Gminie Bolesławiec owych talentów nie brakuje. Zdolności Mieszkańców naszej gminy są przeróżnej maści, co tylko dodatkowo cieszy. Strefa Uzdolnionych to miejsce prezentujące ludzi z pasją i zamiłowaniem, którzy w trudach codzienności znajdują czas na pracę twórczą.
Małgorzata Mereszczowska to niezwykle uzdolniona mieszkanka Krępnicy, która od 3 lat wykonuje maskotki. I to nie byle jakie, bo piękne, dopracowane w każdym detalu i testowane pieczołowicie przez najbardziej wymagającego testera, czyli 4-letnią wnuczkę. Prywatnie – żona, matka, babcia, która w szydełkowaniu znalazła sposób na jak mówi „uspokojenie swojego wewnętrznego ADHD”.
Pani Małgorzato, przyniosła Pani ze sobą cudowne maskotki, torebki i kosz Mojżesza – skąd ta pasja? Jak zaczęła się przygoda z szydełkiem?
Nigdy nie interesowałam się szydełkowaniem. Dopiero, gdy zostałam babcią to zaczęłam oglądać w Internecie różne cudeńka, które robią inne osoby. Postanowiłam spróbować, czy mi się to uda i metodą prób i błędów, wzorowania się na filmikach, które oglądałam tysiąc razy, by się tego nauczyć, zaczęłam próbować swoich sił. Dla mnie to też taka terapia, bo ja jestem osobą, która nie potrafi usiedzieć w miejscu, a wiadomo, że tu akurat potrzebna jest cierpliwość i umiejętność skupienia na jednej rzeczy. Teraz potrafię już usiąść spokojnie (śmiech).
Rozumiem, że pierwszymi odbiorcami jest Pani rodzina. Jak oni reagują na Pani pasję?
Mąż się już nauczył, że jak robię na szydełku, to się do mnie nie odzywa, bo liczę oczka. I tylko czeka na odpowiedni moment i pyta – „liczysz?” (śmiech). Więc jak nie liczę – to wtedy możemy porozmawiać (śmiech). A wnuczka często przychodzi, pokazuje jakiś rysunek, który znajdzie w Sieci i się pyta, czy jej to uszyję. Ogólnie rodzina wspiera mnie w tej pasji. Synowa często żartuje, że niepotrzebnie pokazywałam, że potrafię coś zrobić, bo teraz ona czy wnuczka ciągle wymyślają mi nowe projekty.
Proszę wyjaśnić, z czego zrobione są Pani prace – co to za włóczka, czym wypełnione są maskotki?
Pracuję na himalaya dolphin baby – tak się nazywa włóczka. Pracuję tylko na niej, ponieważ ma atest dla dzieci, można ją prać, a kolory się nie spierają. Wypełnienie to kulka silikonowa, antyalergiczna. Każda maskotka ma oczka, które są bezpieczne – od wewnątrz mają specjalne zabezpieczenie, które sprawia, że dziecko nie wyrwie go. Ja jeszcze dla dodatkowego bezpieczeństwa od wewnątrz je przypalam – jak montuję oczka to jest w nich taki trzpień, który roztapiam i później go spłaszczam, co daje 100-procentową gwarancję, że małe rączki tego nie wyrwą. Materiały zamawiam głównie przez Internet, choć znalazłam w Legnicy sklep z naprawdę dobrym asortymentem.
Ostatnio coraz więcej ludzi interesuje się rękodziełem.
Bardzo dużo osób zajmuje się rękodziełem, na Facebooku można znaleźć wiele stron, grup, dedykowanych takim pracom. Dodatkowo coraz więcej osób chce spróbować, ponieważ jest to świetnym źródłem satysfakcji, że zaczyna się od jednego sznurka, a po czasie powstaje taka mordka misia. Ale najpiękniejsze jest, gdy słyszę, że jakieś dziecko od roku śpi z maskotką, którą zrobiłam.
Szczerze mówiąc bardzo łatwo mi sobie to wyobrazić – dzieckiem nie jestem, ale z taką Matyldą (maskotka – sarenka, zrobiona dla wnuczki pani Małgorzaty) mogłabym się „zaprzyjaźnić”. Zostając przy temacie właśnie Matyldy – ma ona około 40-50 cm. Ile czasu potrzeba, by powstała?
Podobna maskotka, tyle że Myszka Mickey, zajęła mi około 10 godzin. Na szczęście praca z szydełkiem jest taka, że można ją przerwać, odłożyć na jakiś czas i wrócić do niej w dowolnym momencie. Ważne jest korzystanie ze schematu, który znacznie ułatwia pracę.
Czym jest ten schemat?
To ciąg znaków, symboli i cyfr. Każda linijka takiego schematu to np. jedno „okrążenie” danej maskotki. W schemacie opisane jest także to, jak duża będzie przy wykonaniu jej daną włóczką. Oczywiście wykorzystując inna włóczkę, inną wielkość szydełka – wykonamy taki projekt, ale o odmiennej wielkości.
Przyniosła Pani ze sobą także dwie torebki. Ile czasu pochłonęło ich wykonanie.
To akurat prostszy projekt – jedna to około godziny czasu. Sama była zdziwiona, bo to był nowy sznurek, który zamówiłam do zrobienia kosza Mojżesza. Kupiłam go 500 metrów i trochę mi zostało…
500 metrów? O jakich ilościach włóczki i sznurka my tu mówimy…
Przy sznurku są to właśnie takie metraże. No i zostało mi trochę tego sznurka, więc stwierdziłam, że wykorzystam go i zrobię sobie torebkę. Okazało się, że wykonanie jest stosunkowo proste i szybkie, więc domówiłam jeszcze inne kolory sznurka i zrobiłam ich kilka. Tu wzięłam dwie, żeby pokazać, ale w domu mam ich jeszcze ze cztery. Często robię kilka sztuk „na zapas”, ponieważ zdarza się, że ktoś z rodziny czy znajomych „przechwyci” je zanim sama zdążę wziąć je dla siebie. Dlatego czasem zamykam się w pokoju, zrobię coś i chowam, a potem za jakiś czas wyciągam i udaję, że mam to od dawna i tylko było schowane (śmiech).
Ale mamy tu kosz Mojżesza, który szczerze mówiąc jest przepiękny…
Nie ukrywam, że jestem z niego bardzo dumna. Zrobiłam ją specjalnie dla wnuczki, która ma się urodzić za kilka dni.
Będzie kolejna mała testerka Pani prac.
Tak, nie ukrywam, że na początku mojej pracy z szydełkiem, każdy prototyp dawałam wnuczce. Widziałam wtedy czy splot jest wykonany dobrze, czy maskotka się nie odkształca, czy czegoś muszę poprawić…
Zaczęło się od rodziny, ale kto jest odbiorcą Pani prac dzisiaj?
Nie ukrywam, że informacja o tym, co robię, już się rozniosła. Mam swój profil na Facebooku, gdzie można zobaczyć to, co robię. Większość tych, robionych na zamówienie, znajduje swój dom tam, gdzie pracuję, czyli za granicą. Coś co powstało ręcznie, co nie jest produkowane w Chinach, to nie tylko godziny pracy, ale także ilość i jakość produktów, użytych do wykonania, a to swoje kosztuje. Zresztą ja lubię wyzwania – gdy ktoś wymyśli coś oryginalnego, wybiera odmienne kolory – każda praca jest indywidualna, wykonana z sercem. U nas w Polsce takie prace nie są jeszcze w pełni doceniane, choć na przestrzeni ostatnich lat się to zmienia.
A pamięta Pani najbardziej oryginalną rzecz, jaką Pani zrobiła? A może powie Pani ogólnie – co poza tym, co dziś widzimy, wyszło spod Pani rąk?
Choćby chusta, którą dzisiaj mam na sobie, choć robię je głównie dla rodziny – najczęstszym odbiorcą jest moja siostra. Teraz z takiej włóczki ombre znalazła gdzieś czapki i już mówiła, żebym taką zrobiła. Muszę zatem spróbować zrobić pierwszą dla siebie, choć ciągle brakuje mi czasu, ponieważ jest praca, rodzina, idzie wiosna, co oznacza prace w ogrodzie, jest mnóstwo innych obowiązków, a dla mnie doba jest za krótka. A pobyt w domu, w Polsce, ponieważ pracuję za granicą, to już totalny brak czasu. Chciałabym kiedyś zrobić lalkę z włóczki – trzeba jej wyszyć bardzo dokładnie oko, by było z takim błyskiem, dla mnie to poziom mistrzowski. Do domu, dla nas, zrobiłam mnóstwo koszyków do przechowywania, stojących lub wiszących. Zrobiłam też dywan-misia dla wnuczki, podkładki na stół…
Rozumiem, że materiałów i sznurka ma Pani sporo. Miejsca to trochę zajmuje. Ma Pani w domu swoją pracownię?
W tym roku powstanie, bo nie ukrywam, że miejsca brakuje. Zawsze zostanie jakaś końcówka włóczki, której nigdy nie wyrzucam. Często takie „resztki” przydają mi się, gdy chcę spróbować czegoś nowego, zrobić coś na próbę. I tym sposobem karton po kartonie – rzeczy przybywa.
A nie myślała Pani o tym, żeby poświęcić się wyłącznie rękodziełu?
Szczerze mówiąc, zaczęłam szydełkować ze względu na wnuczkę, ale gdy wciągnęłam się w szydełkowanie stwierdziłam, że do emerytury wyćwiczę jeszcze technikę, wypromuje moje prace, to wtedy będę mogła usiąść sobie przy kominku w bujanym fotelu i łączyć pasję z dodatkowym zarobkiem. Boję się bezczynności na emeryturze, więc pójdę w tym kierunku.
A makrama? Technika jest inna, ale na pewno się Pani na nią natknęła. Zaciekawiła Panią?
Tak. Przy koszu Mojżesza wykorzystałam po raz pierwszy sznurek od makramy i te sploty. Już mam w głowie pomysł na stworzenie czegoś tą techniką. Chociaż początki nie były łatwe i udane, to zaciekawiły mnie te sploty. Wiem już, że w każdej technice – czy to szydełku, czy makramie, ważne jest przygotowanie – dobry sznurek, włóczka, stojak, nożyce. A do tego ciągłe szkolenie, podpatrywanie filmików, ćwiczenia… Porównując swoje pierwsze prace z obecnymi widzę różnicę, rozwój mojej techniki.
Życzę Pani zatem czasu na realizację swoich pasji i mnóstwo nowych pomysłów, których na pewno dostarczać będą wnuczki i reszta rodziny. I dziękuję bardzo za dzisiejszą rozmowę.
Rozmawiała Karolina Wieczorek/ Urząd Gminy Bolesławiec