Strefa Uzdolnionych - Mieczysław Goleński
Strefa Uzdolnionych to miejsce, gdzie króluje talent. W Gminie Bolesławiec owych talentów nie brakuje. Zdolności mieszkańców naszej gminy są przeróżnej maści, co tylko dodatkowo cieszy. Strefa Uzdolnionych to miejsce prezentujące ludzi z pasją i zamiłowaniem, którzy w trudach codzienności znajdują czas na pracę twórczą. Chcielibyśmy przybliżyć Państwu kolejnego gościa Strefy Uzdolnionych.
Mieczysław Goleński – Sołtys wsi Stara Oleszna, działacz społeczny, stolarz, instrumentalista i wokalista. Pani Mieczysław to barwna i zaskakująca osobowość, właściwa tylko dla artystycznej duszy, którą niewątpliwie włada.
Dzień Dobry Panie Mieczysławie, witam Pana w Strefie Uzdolnionych.
Dzień Dobry, jestem zaskoczony, że właśnie w tej Strefie Uzdolnionych goszczę.
Panie Mieczysławie jest Pan osobą wielozadaniową. Udziela się Pan na rzecz lokalnej społeczności, pracuje we własnej stolarni a przede wszystkim jest Pan muzykiem, gra na kilku instrumentach. Czy to się wszystko zgadza?
No tak, wszystko się zgadza. Co do muzyki to tylko jeśli jest odpowiednie towarzystwo, które chce słuchać to gram. Lubię muzykę ale tą starszą. Nie do końca odnajduję się w nowych rytmach, w szczególności tych z nurtu „disco polo”. Jednak rozumiem że jak różni są ludzie tak różna jest muzyka. Wiem, że ludzie lubią tańczyć, bawić się we wspomnianych rytmach i to jest OK.
Ponieważ łączy Pana wiele pasji postarajmy się to jakoś usystematyzować. Porozmawiajmy najpierw na tematy związane z Pana angażowaniem się w życie lokalnej społeczności. Co to dla Pana znaczy, czego uczy?
Sołectwo to wielkie wyzwanie, które bardzo dużo mnie nauczyło. Jak człowiek się rozpozna wśród tych wszystkich zawiłości ludzkich zaczyna dostrzegać, że każdy jest inny, czegoś innego potrzebuje i czegoś innego oczekuje. Osiągnąć kompromis tak, by był on odczuwalny dla całej wioski jest naprawdę sztuką. Zdarzają się sytuacje konfliktowe, jak to w życiu. Jak by na to sołtysowanie nie patrzeć nauczyło mnie ono dużo pokory.
Dobrze, to teraz proszę mi powiedzieć o Pana muzykowaniu. Jak, kiedy i gdzie to się zaczęło?
Bardzo wcześnie, naprawdę bardzo wcześnie. Miałem chyba 9 lat. Mój kuzyn grał na akordeonie. Ja się tak bardzo na niego zapatrzyłem, ogarnęła mnie fascynacja do tego instrumentu, do tych dźwięków. Wstydziłem się zapytać mojego kuzyna by pozwolił mi spróbować zagrać. Akordeon kiedyś był dobrem rzadkim, wręcz nieosiągalnym.
Ale jak to chciał Pan spróbować zagrać? Znał Pan już instrument? Nuty? Grał Pan wcześniej?
No właśnie nie, po prostu go obserwowałem, uczyłem się patrząc. W końcu się odważyłem i zapytałem kuzyna , czy pozwoli mi spróbować zagrać. Zagrałem melodię. Nauczyłem się patrząc, wygląda na to, że jestem wzrokowcem i przyswajam muzykę ze słuchania . Ubłagałem mamę by kupiła mi akordeon. I kupiła. Mam go do tej pory, Muza 120, teraz już jako eksponat muzealny.
I zaczął Pan uczyć się muzyki
Tak, zacząłem chodzić do domu kultury, potem do ogniska muzycznego. Nauczyciele mówili, że ich oszukuję.
Dlaczego tak twierdzili?
Bo oni zagrali jakiś utwór, ja ich obserwowałem i już też umiałem zagrać bez nut.
Jednak musiał Pan nauczyć się zapisu nutowego.
Oczywiście, tego trzeba było się nauczyć, jednak ja nie o tym myślałem. Chodziło mi o to, że ja muszę tak rozumieć akordeon, żeby grać od razu do każdego śpiewu. Żeby ten śpiew kogoś przeszedł na moje ręce i z nich przełożył się na dźwięki akordeonu. To jest dla mnie sztuka, ciekawa umiejętność. Muzyka pozwala na wyprzedzenia, nawet jeśli nie zna się linii melodycznej.
W ten sposób zawładnął Pan akordeonem.
Tak, jednak nie ma długo.
Jak to nie na długo?
No cóż, mój kuzyn zaczął uczyć się grać na gitarze. Miałem wtedy chyba 15 lat. Kuzyn już grał na tej gitarze klasycznej naprawdę fajnie. Wcześniej też zachwyciła mnie gra pewnego cygana, to była przypadkowa osoba. Grywał na moście. Jak on cudownie tłumił te strunki. Wtedy nie było takiego dostępu do akordów, do funkcji. Wszystko opierało się na słuchaniu i zapisywaniu lecz ćwicząc można wszystkiego się nauczyć czyli trening czyni mistrza .
Nie wątpię, że Pan to zrobił. Proszę mi powiedzieć, czy grywał Pan dla siebie tylko, czy dla większej publiczności?
Mieliśmy zespół. W nim na początku grałem na basie–bo przecież jeszcze nie umiałem na gitarze rytmicznej. Później to się rozwinęło. Grywaliśmy na różnych imprezach. To były wspaniałe czasy.
No dobrze, a co ze śpiewem. Nic mi Pan nie wspomniał o tym.
Bo nie śpiewałem. Zacząłem dopiero w czasach odbywania służby wojskowej. I to też jest przypadek. Po prostu zabrakło wokalisty w zespole. W wojsku zespół, który wykonywał utwory grupy Smokie, zachwycił mnie. Robili to tak ładnie, naprawdę. Śpiewali polskie teksty do tych utworów.
W ten sposób zaczął Pan śpiewać ?
Nie od razu. Pomyślałem sobie no jak to tak śpiewać, przecież muszę się jakoś nauczyć za panować nad tym swoim głosem. Wydobywać dźwięki takie, jakie słyszę w głowie, czy też wygrywam na instrumentach. A mój głos był taki szczeniacki.
Jestem pewna, że znalazł Pan na tą naukę sposób.
Znalazłem. I owszem. Zacząłem śpiewać ale w lesie. Wykrzykiwałem, tłumiłem, szlifowałem ten głos. Straszyłem przy tym biedne zwierzęta w tym lesie. Nie mogłem dla siebie znaleźć odpowiedniej barwy.
Pana zamiłowanie do muzykowania jest oczywiste. A jak z odbiorem? Jak radził sobie Pan z publicznością tych lokalnych imprez? Brał Pan pod uwagę ich doznania, czy tylko własne odczucia muzyki?
Grałem i śpiewałem zawsze pod ludzi. Repertuar się szykowało tylko pod nich właśnie. Ja doskonale rozumiałem tych ludzi. Zawsze się najpierw zastanawiałem jakie utwory muzyczne mają następować po sobie. Co zrobić , jak zachęcać do zabawy. Dla mnie odbiór był tak samo ważny jak sam przekaz.
Na jakich instrumentach Pan jeszcze gra?
Na pewno nie gram na dętych instrumentach. A tak pogrywałem na wielu. Pojawił się klarnet, klawisze
Jaki styl muzyki jest dla Pana właściwy, co Pan lubi słuchać?
Lubię taką poważniejszą muzykę, bardziej ambitną, rozbudowaną. Nie koniecznie te nowoczesne, taneczne rytmy. Inspiracją był dla mnie Chris Norman a także zespoły lat 70-80.
Dobrze, porozmawiajmy jeszcze o Pana zamiłowaniu do drewna.
Tak, lubię tworzyć w drewnie. Nie są to jakieś wyszukane rzeczy. Uwielbiam budować domki drewniane, takie dla dzieci. Swego czasu bardzo podobała mi się sztukateria. Poświęciłem jej trochę czasu.
Jest Pan osobą bardzo komunikatywną i kreatywną. Na omówienie wszystkich Pana zamiłowań nie starczyłoby nam dnia. Dziękuję, że poświęcił mi Pan swój cenny czas. Dziękuję, że podzielił się Pan ze mną wspomnieniami i pokazał kawałek swojej artystycznej duszy. Życzę Panu dużo wolnego czasu, by go nie brakowało dla muzyki.
Dziękuję za rozmowę.
Z Mieczysławem Goleńskim rozmawiała Katarzyna Rzepka