- Strefa Uzdolnionych
- /
- Malarstwo
- /
- Strefa Uzdolnionych - Marek Klepaczek
Strefa Uzdolnionych - Marek Klepaczek
W Gminie Bolesławiec talentów nie brakuje. Strefa Uzdolnionych to miejsce prezentujące ludzi z pasją i zamiłowaniem, którzy w trudach codzienności znajdują czas na pracę twórczą.
Dziś spotykamy się z Panem Markiem Klepaczkiem - artystą z Rakowic.
Beata Widera
- Dzień dobry. Jest nam bardzo miło gościć Pana w Strefie Uzdolnionych Gminy Bolesławiec. Proszę nam coś o sobie powiedzieć.
Marek Klepaczek
- Dzień dobry. Nazywam się Marek Klepaczek, mieszkam na co dzień ze swoją Muzą w Rakowicach.
- Panie Marku, znalazł się Pan dziś tutaj nieprzypadkowo. Jest Pan utalentowany plastycznie, a my chcielibyśmy pokazać Pana talent szerszej grupie odbiorców.
- Rysowanie, malowanie to moja pasja, ale niestety nie zawód. Swego czasu chciałem iść do Liceum Plastycznego do Wrocławia, ale wybór mojej zawodowej drogi należał do rodziców. Tak się więc moja droga ułożyła, że wylądowałem po prostu na kopalni. Teraz tak sobie żartuję, że moje 25 lat w kopalni to takie 5 lat na Akademii Sztuk Pięknych.
- Kiedy Pan zaczął rysować, tworzyć?
- Maluję, rysuję od dziecka, ale w sumie tak bardziej profesjonalnie to w szkole średniej. Jako dziecko malowałem historyjki z bajek Disneya. Zafascynował mnie program telewizyjny „Piórkiem i węglem” i dzięki naśladowaniu tego, co tam robiono - szkoliłem się. Pamiętam jedną z moich początkowych wystaw, a było to w pierwszy dzień wejścia Polski do Unii Europejskiej. Prezentowałem wtedy rysunki starego Bolesławca, oparte na zdjęciach historycznych. Miałem także happening na Dniach Ceramiki w Bolesławcu i cieszył się on ogromnym zainteresowaniem. Balsamem dla duszy były odwiedzające wystawę tłumy.
- Proszę powiedzieć, co jest głównym tematem Pana prac?
- Nie jestem w sumie na nic szczególnie ukierunkowany. Mogę rysować wszystko. Ja nie mam przygotowania zawodowego, technicznego tylko talent. Rysuję więc, to co czuję, może nie zawsze tak, jak to powinno być do końca. Brak szkoły plastycznej nadrabiałem ciężką pracą, bo oni tam uczą się perspektywy i różnych technik, potrzebnych przy tworzeniu. Ja musiałem do tego dochodzić sam. To wiele godzin dokształcania się.
- Czym pan się posługuje, jaką techniką przy tworzeniu swoich prac?
- Przeważnie jest to pastela sucha i kredki. W przeszłości próbowałem takiego malarstwa sztalugowego farbami olejnymi, też mi to nawet wychodziło. Proszę sobie wyobrazić, że samo dobieranie odpowiedniego koloru, uzyskiwanie go to wypracowana umiejętność.
- Czy ma Pan swoją ulubioną pracę?
- Te moje ulubione są porozsyłane gdzieś po Europie. Robiłem pracę znajomej do Rzymu, taki duży rysunek Papieża Jana Pawła II. Moje prace wiszą także w Kolegium Jezuickim, bo też im tam rysowałem.
- Widzę, że przyniósł dziś Pan trochę swoich prac. Co głównie się tutaj znajduje?
- To jest tylko mała ich część. Mam tutaj dziś chyba najwięcej portretów, lubię je robić.
- A czy takie prace wykonane pastelami są trwałe?
- Po narysowaniu na pewno nie, ale utrwalam je potem fiksatywą. Pastela musi być też zabezpieczona od upływu czasu, najlepiej szkłem. Trzeba też ją co jakiś czas konserwować. Rysunek bez zabezpieczenia po jakimś czasie płowieje i niszczy się. Mogę tutaj opowiedzieć taką anegdotę z życia. Moja kuzynka z Austrii wiozła taki mój rysunek Bramy Floriańskiej. Na przejściu granicznym celnicy chcieli go oddać do rzeczoznawcy, bo wyglądał na stary. Dopiero szwagier im uświadomił, że się skompromitują jeśli to zrobią, bo to zwykły rysunek. Robiony był on na szarym podkładzie i już długo leżał, było znać na nim upływ czasu i wyglądał jak pokryty patyną.
- Czy Pan kopiuje swoje prace ze zdjęć, czy może rysuje z natury?
- I z natury i ze zdjęć. Jak robię rysunek to czuję się trochę jak matematyk, bo trzeba dobrze wyliczyć proporcje, odpowiednio rozmieścić. Samo wymiarowanie np. głowy to zadanie trochę takie geometryczne. Korzystając ze zdjęć trochę sobie pomagam, bo już jest prościej właśnie z tym wymiarowaniem.
- Najstarsza praca, która Pan dziś tutaj przyniósł?
- Tutaj takiej starej pracy nie ma. Ja naprawdę nie trzymam za dużo narysowanych prac. Większość oddaję ludziom i jadą w świat. Mam tutaj jednak pierwszą z akwarel, które namalowałem. Jeszcze widzę takie nieporadne muśnięcia.
- A nad czym pracuje Pan teraz?
- Teraz robię portrety wnuczki. Mam teraz ochotę ponownie rysować stary Bolesławiec, bardzo to lubię.
- Jeżeli ktoś przeczyta dziś naszą rozmowę i chciałby zobaczyć więcej pana prac, to gdzie ma się udać?
- W sumie zapraszam na stronę internetową facebook Marek Klepaczek. Tam zamieszczam swoje ciekawe prace. Jestem także w różnych grupach plastycznych: Malarze Świata i innych. Tam także dzielimy się swoimi pracami.
- Co by Pan chciał narysować, ale jeszcze do tej pory nie udało się tego zrobić?
- W sumie rysuję, to co chcę, nie utrzymuję się z tego, bo dzięki Bogu jako emerytowany górnik, mam z czego żyć.
- Jak długo tworzy pan portret?
- Dobry portret, to muszę powiedzieć, że zajmuje mi tydzień, ale za to wkładam w niego całe serce. Trochę mi to zajmuję, bo bardzo lubię bawić się kolorem i w uzyskiwanie nowych barw.
- Czy ma Pan w domu specjalne miejsce na swoje prace?
- Moja Muza udostępniła mi górę domu i tam też tworzę. To rysowanie traktuję jako hobby, odskocznię od codzienności. I to by było tak wszystko w wielkim skrócie.
- To ja dziękuję Panie Marku za rozmowę i mam nadzieję, do zobaczenia na wystawie.
Z Markiem Klepaczkiem rozmawiała Beata Widera.